14. Grzechy języka
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Współcześni przedstawiciele kościoła wymyślili kolejną kategorię grzechów – „grzechy języka”. Powołując się na Biblię (Słowo Boże), twierdzą, że „ludzki język”, albo inaczej, „ludzka mowa”, a więc system, za pomocą którego ludzie komunikują swoje myśli w świecie fizycznym, może być narzędziem zarówno „błogosławieństwa”, jak i „przekleństwa” w myśl zasady: „co czynisz bliźniemu, to czynisz Bogu”. Jak już wspomnieliśmy, „językowi” często przypisuje się instrumentalność w sensie wyrażania własnego wnętrza, uzewnętrzniania własnych emocji. Będąc narzędziem komunikacji w świecie fizycznym, które jest w stanie odnosić się tylko do pojęć związanych ze sferą fizyczności lub abstrakcji obecnych w naszej rzeczywistości, język staje się elementem fizycznego odczytu Słowa Bożego.
Ponieważ Biblia często mówi o języku w kategoriach przestrogi lub zła, teolodzy kościelni zaczęli z językiem wiązać szereg różnych „grzechów” (które w rzeczywistości są metaforami identyfikującymi ducha Szatana), takich jak kłamstwo, donosicielstwo, oszczerstwo, obmowa, plotki, półprawdy czy manipulacje. Wszystkie one mają jakiś związek z „fałszowaniem prawdy”. W kościelnej definicji „grzech języka” to zatem zewnętrzny czyn dokonany za pomocą wypowiedzi, a skierowany przeciwko „prawdzie”. Analizując naturę wyżej wymienionych „grzechów”, analizuje się relacje międzyludzkie oraz środki przekazu, w których pojawia się element umyślnego, zamierzonego kłamstwa. Owo „zamierzone kłamstwo” rozumie się bardzo szeroko, między innymi jako działanie przeciw „prawdzie”, wprowadzanie innych w błąd, podkopywanie zaufania społecznego, niszczenie morale ludzi, złośliwe obnażanie błędów i słabości drugiego człowieka, oczernianie i fałszywe oskarżanie, często na podstawie zasłyszanych i wyolbrzymionych przez siebie pogłosek, posługiwanie się prawdą wybiórczo, deformowanie prawdy na skutek uprzedzeń, niechęci i nienawiści. Wszystkie wymienione powyżej tak zwane „grzechy języka” są widziane jako źródło „zła” moralnego, fizycznego lub materialnego. Tak czy inaczej, chodzi o „zło” w wymiarze fizycznym.
Tymczasem „grzech” w rozumieniu Biblii ma podłoże duchowe. Co to oznacza? Podłoże duchowe nie ma bynajmniej związku z „sumieniem” czy „myślami” człowieka, lecz z jego „stanem ducha”, czyli z duchem, który wypełnia jego duszę. Żaden człowiek nie ma świadomości, że jego duszę wypełnia duch Szatana, czyli właśnie „grzech”. Mało tego, żaden człowiek nie ma pełnej świadomości, że w ogóle posiada „duszę”, którą najczęściej myli z „osobowością”, „psychiką” lub „wewnętrznym ja”. Nawet jeśli jesteśmy gotowi uznać, że człowiek ma „duszę”, to i tak nie jesteśmy w stanie jej zidentyfikować, bo definicja taka z konieczności musiałaby się odnosić do pojęć, jakimi posługujemy się w świecie materialnym.
Tak więc wszystkie „grzechy”, za które w naszym pojęciu odpowiedzialny jest nasz „język”, to jedynie „złe uczynki” według naszej własnej interpretacji, które dostrzegamy z „zewnątrz” jako wyraz naszych myśli czy zamiarów. Nic więc dziwnego, że małym dzieciom i osobom z chorobami psychicznymi kościoły nadają specjalne „przywileje”, podyktowane ich „brakiem świadomości grzechu”. Przywileje te polegają na tym, że takie osoby uważa się za „wolne od grzechu” lub przynajmniej wolne od „grzechu świadomego”, czyli takiego, który w definicji kościoła skutkuje wiecznym potępieniem. W takim przypadku, poprzez swoją ofiarę, Jezus musiałby zgładzić tylko „grzechy nieświadome”, gdyż w ludzkiej interpretacji „grzechy świadome” wymagają nieustannego, regularnego „rozgrzeszania”, a tamte nie.
Co ciekawe, również „grzechy języka” kategoryzuje się. Na przykład „kłamstwo” może być „grzechem zwykłym” lub „śmiertelnym”, w zależności od stopnia naruszenia poczucia sprawiedliwości czy miłości. Związaną z kłamstwem kontrowersją jest również głoszenie przez pseudochrześcijan, że kłamstwo (fizyczne) rodzi się w „sercu” człowieka, co godzi w Boga, który według nich „zamieszkuje w sercach ludzi”. Owszem, kłamstwo rodzi się w sercu, ale jest to język metaforyczny, który oznacza, że duch Szatana (którego „kłamstwo” symbolizuje) zamieszkuje dusze niezbawionych. W takim rozumieniu stwierdzenie to nie godzi w Boga, bo Bóg nie zamieszkuje w duszy każdego człowieka. Bóg zamieszkuje jedynie w duszach wybrańców, co oznacza, że zbawiony wybraniec „nie może grzeszyć” (nie ma w nim ducha Szatana), bo Duch Boży „nie wpuści” ducha Szatana do jego duszy.
Podobnie inne „grzechy języka” mogą być widziane jako „grzechy śmiertelne”, chociażby „życzenie komuś zła”, które wynika z „zazdrości”. Tak naprawdę człowiek w każdym położeniu jest „grzesznikiem”, bo jest „nosicielem” ducha Szatana. Tymczasem my, mówiąc o grzechu, ciągle odnosimy to pojęcie do rozmaitych motywów fizycznych działań ludzi, takich jak chęć odniesienia zysku, zrobienia kariery, zemsty, zazdrość czy chęć przypodobania się innym ludziom. Szukamy więc motywu nie tam, gdzie trzeba. Duchowe „zło” jest w nas i sami jesteśmy jego źródłem, bez względu na to, co „powie” nasz język, czy co „pomyślimy”. Grzech nie ma nic wspólnego z niechęcią, uprzedzeniami czy nawet nienawiścią do drugiego człowieka, instytucji, dogmatu czy wartości. Grzech to nie wykroczenie fizyczne przeciwko ludzkiemu pojmowaniu „prawdy”, „sprawiedliwości” i „miłości”, bo Biblia przedstawia je jako wartości duchowe a nie moralne. Ludzka sprawiedliwość i moralność to nasz własny punkt widzenia. Nie istnieje „własne odkupienie” za „grzech”. Jeśli natomiast traktujemy „grzech” jako uczynek fizyczny, zawsze znajdziemy jakiś sposób, żeby zań „zadośćuczynić”, czy to w formie naprawienia szkód, przeprosin czy odmówienia jakieś litanii z modlitewnika, który stworzony został przez człowieka. Zwracając się do Żydów, którzy są obrazem współczesnych chrześcijan (w sensie instytucjonalnym), Biblia mówi wyraźnie, że za swego ojca mają diabła, w którym nie ma prawdy (J 8:44). Ponieważ „diabeł” to kolejne metaforyczne określenie ducha Szatana, oznacza to, że są oni własnością ducha Szatana. Skoro przywódcy religijni skażeni są „grzechem” (duchem Szatana), to i każdy człowiek, bez wyjątku, jest „grzesznikiem” (podwładnym ducha Szatana). Duch Szatana to niematerialna siła duchowa, która wypełnia nasze dusze. Nie są to żadne „podszepty”, „pożądliwe myśli” czy „pokusy” pojawiające się w naszych umysłach. Ducha Szatana nie można dobrowolnie „przyjąć”, ani dobrowolnie się go „pozbyć”. To wewnętrzna „inwazja” duchowa, na którą nie mamy wpływu. „Zamiana prawdy Bożej w kłamstwo” to metaforyczne wyrażenie, które określa nasz stan duchowy a nie fizyczne działanie.
Z drugiej strony, w Biblii samo słowo „język” także może być symbolem Ducha Bożego. Pamiętamy opis zesłania Ducha Świętego w obrazowej formie „języków ognia” podczas Święta Pięćdziesiątnicy (Dz 2:3). Opis „mówienia językami za przyzwoleniem Ducha” zamieszczony w 1 Liście do Koryntian to nie żaden „bełkot”, jak rozumieją je niektórzy, ani żadne „nawiedzenie przez Boga”, lecz obraz daru Bożego, którym jest „mówienie głosem Ducha Świętego”, które nie ma wymiaru fizycznego, a dla ludzi niezbawionych jest właśnie niezrozumiałym „bełkotem”, bo duchowy przekaz Biblii jest bełkotem dla niezbawionych, a jej fizyczny przekaz jest pozbawionym sensu bełkotem z punktu widzenia przesłania Bożego. Innymi słowy, doktryna Boża jest bełkotem dla niezbawionych, a doktryna ludzka jest bełkotem w świetle doktryny Bożej. Dar głoszenia przekazu duchowego otrzymuje tylko wybraniec Boży, z namaszczenia Duchem Świętym. W tym kontekście „dar języków” to metaforyczne określenie daru Bożego, daru duchowego, ukrytego. Dla postronnych wybraniec „pod wpływem Ducha mówi rzeczy tajemne” (1 Kor 14: 2). Innymi słowy, duchowy przekaz o zbawieniu jest dla niewybrańców tajemny, czyli kompletnie niepojęty.
Jeśli chodzi o przekaz Ducha, Słowa Bożego nie można podważyć ani znaleźć w nim żadnej sprzeczności. Mnóstwo sprzeczności pojawia się jednakże w przypadku jego interpretacji fizycznej. Każdy z wcześniej wymienionych i wymyślonych przez kościół „grzechów języka” można na wiele sposobów podważyć. Kłamstwo fizyczne można bowiem zinterpretować jako coś „dobrego”, na przykład kiedy chcemy komuś oszczędzić bólu, jaki wywołałoby poznanie prawdy, a nieujawnianie „błędów czy słabości innych” może prowadzić do jeszcze większego zła, nawet w sensie fizycznym. Kościołowi jest z pewnością na rękę, by inni nie wytykali jego błędów, dlatego wszelką krytykę kościół zazwyczaj określa jako „atak sił zła na kościół chrystusowy”, ucinając tym samym wszelką dyskusję. Tymczasem błędna interpretacja Biblii, poprzez fizyczne i wybiórcze jej tłumaczenie, doprowadziła do instytucjonalnego rozłamu kościoła i powstania wielu różnych denominacji. Jak więc można uznać, że przywódcy instytucji, które same ze sobą nie potrafią się pogodzić, mogą być godnymi zaufania nauczycielami Pisma? Problem polega na tym, że człowiek wybiera z Biblii to, co mu pasuje lub to, co „przejmuje w spadku” za pośrednictwem tradycji, czyli praktyk i nauk wypracowanych przez poprzednie pokolenia, które urastają do rangi niepodważalnych dogmatów.
Biblia to jedna wielka przypowieść, a precyzyjnie rzecz ujmując, to przekaz Ducha, który został przez Boga ukryty przed światem w jej metaforycznym języku i który przeznaczony jest wyłącznie dla wybrańców Bożych. Dyskutując więc o interpretacji słowa „język”, powinniśmy dostrzec, że znaczenie duchowe, lub przynajmniej przenośne tego słowa Biblia niejako sama narzuca. Robi to, używając środków choćby takich jak porównywanie „języka” do broni, na przykład „miecza” (Ps 57:5) czy „łuku” (Jr 9:2), do „zabójczego jadu żmii i węża” (Ps 140:4), do „ognia” (Jk 3:5,6), a nawet do „ognia piekielnego”, w dodatku bezczeszczącego całe „ciało” (Jk 3:6).
W naszym opracowaniu wielokrotnie łączyliśmy już symbolikę słowa „ciało” z duchem. Zauważmy, że zarówno Duch Boży, jak i duch Szatana określane są takimi samymi symbolami, to znaczy za pomocą słów takich jak „ciało”, „miecz”, „łuk” czy „ogień”. W kilku przypadkach Jezus porównany jest do „węża”, na przykład na pustyni, kiedy wąż wywyższony przez Mojżesza miał działanie uzdrawiające, albo kiedy węże wypuszczone przez Mojżesza pokonały te, które wypuścił Faraon. Znaczenie danego symbolu wyznacza kontekst jego użycia oraz spójność tego znaczenia w świetle całej Biblii. W przypadku wyrażeń „ogień piekielny” czy „bezczeszczenie ciała” nietrudno zgadnąć, że chodzi o identyfikację ducha Szatana. Podobnie we wszystkich fragmentach, w których pojawiają się słowa „kłamstwo”, „podstęp” czy „zło”. Cudzołóstwo duchowe (Jr 9:1) zestawione jest z kłamstwem, nieprawdą, przewrotnością, brakiem uznania Pana, podstępem, oszczerstwem, zwodzeniem, niechęcią nawrócenia, obłudą i niechęcią poznania Pana (Jr 9:2-5), które są synonimami ducha nieczystego – Szatana. W swojej naturze każdy człowiek jest duchowym „cudzołożnikiem”, ze względu na obecność w nim złego ducha. Dlatego język niezbawionych (niewybrańców) nazywany jest „śmiercionośną strzałą”, a ich słowa „oszustwem”, gdyż „podstęp przygotowany jest w sercu” (Jr 9:7). Jako duch przeciwny Duchowi Prawdy, duch Szatana niesie duchową śmierć. Ducha Szatana symbolizują słowa „oszustwo” i „podstęp”, bo posiadający tego ducha myślą, że są sługami Bożymi, kierowanymi Duchem Bożym, podczas gdy jest odwrotnie. Chrześcijanin instytucjonalny wcale nie jest świadkiem Prawdy. „Prawdziwym chrześcijaninem”, podobnie jak „prawdziwym Żydem”, jest ten, kto został „ochrzczony i obrzezany duchowo”, czyli ten, kto otrzymał Ducha Bożego. Otrzymanie daru Ducha to symboliczne „narodzenie się Chrystusa w sercu (duszy) wybrańca”.
Ponieważ Biblia często mówi o języku w kategoriach przestrogi lub zła, teolodzy kościelni zaczęli z językiem wiązać szereg różnych „grzechów” (które w rzeczywistości są metaforami identyfikującymi ducha Szatana), takich jak kłamstwo, donosicielstwo, oszczerstwo, obmowa, plotki, półprawdy czy manipulacje. Wszystkie one mają jakiś związek z „fałszowaniem prawdy”. W kościelnej definicji „grzech języka” to zatem zewnętrzny czyn dokonany za pomocą wypowiedzi, a skierowany przeciwko „prawdzie”. Analizując naturę wyżej wymienionych „grzechów”, analizuje się relacje międzyludzkie oraz środki przekazu, w których pojawia się element umyślnego, zamierzonego kłamstwa. Owo „zamierzone kłamstwo” rozumie się bardzo szeroko, między innymi jako działanie przeciw „prawdzie”, wprowadzanie innych w błąd, podkopywanie zaufania społecznego, niszczenie morale ludzi, złośliwe obnażanie błędów i słabości drugiego człowieka, oczernianie i fałszywe oskarżanie, często na podstawie zasłyszanych i wyolbrzymionych przez siebie pogłosek, posługiwanie się prawdą wybiórczo, deformowanie prawdy na skutek uprzedzeń, niechęci i nienawiści. Wszystkie wymienione powyżej tak zwane „grzechy języka” są widziane jako źródło „zła” moralnego, fizycznego lub materialnego. Tak czy inaczej, chodzi o „zło” w wymiarze fizycznym.
Tymczasem „grzech” w rozumieniu Biblii ma podłoże duchowe. Co to oznacza? Podłoże duchowe nie ma bynajmniej związku z „sumieniem” czy „myślami” człowieka, lecz z jego „stanem ducha”, czyli z duchem, który wypełnia jego duszę. Żaden człowiek nie ma świadomości, że jego duszę wypełnia duch Szatana, czyli właśnie „grzech”. Mało tego, żaden człowiek nie ma pełnej świadomości, że w ogóle posiada „duszę”, którą najczęściej myli z „osobowością”, „psychiką” lub „wewnętrznym ja”. Nawet jeśli jesteśmy gotowi uznać, że człowiek ma „duszę”, to i tak nie jesteśmy w stanie jej zidentyfikować, bo definicja taka z konieczności musiałaby się odnosić do pojęć, jakimi posługujemy się w świecie materialnym.
Tak więc wszystkie „grzechy”, za które w naszym pojęciu odpowiedzialny jest nasz „język”, to jedynie „złe uczynki” według naszej własnej interpretacji, które dostrzegamy z „zewnątrz” jako wyraz naszych myśli czy zamiarów. Nic więc dziwnego, że małym dzieciom i osobom z chorobami psychicznymi kościoły nadają specjalne „przywileje”, podyktowane ich „brakiem świadomości grzechu”. Przywileje te polegają na tym, że takie osoby uważa się za „wolne od grzechu” lub przynajmniej wolne od „grzechu świadomego”, czyli takiego, który w definicji kościoła skutkuje wiecznym potępieniem. W takim przypadku, poprzez swoją ofiarę, Jezus musiałby zgładzić tylko „grzechy nieświadome”, gdyż w ludzkiej interpretacji „grzechy świadome” wymagają nieustannego, regularnego „rozgrzeszania”, a tamte nie.
Co ciekawe, również „grzechy języka” kategoryzuje się. Na przykład „kłamstwo” może być „grzechem zwykłym” lub „śmiertelnym”, w zależności od stopnia naruszenia poczucia sprawiedliwości czy miłości. Związaną z kłamstwem kontrowersją jest również głoszenie przez pseudochrześcijan, że kłamstwo (fizyczne) rodzi się w „sercu” człowieka, co godzi w Boga, który według nich „zamieszkuje w sercach ludzi”. Owszem, kłamstwo rodzi się w sercu, ale jest to język metaforyczny, który oznacza, że duch Szatana (którego „kłamstwo” symbolizuje) zamieszkuje dusze niezbawionych. W takim rozumieniu stwierdzenie to nie godzi w Boga, bo Bóg nie zamieszkuje w duszy każdego człowieka. Bóg zamieszkuje jedynie w duszach wybrańców, co oznacza, że zbawiony wybraniec „nie może grzeszyć” (nie ma w nim ducha Szatana), bo Duch Boży „nie wpuści” ducha Szatana do jego duszy.
Podobnie inne „grzechy języka” mogą być widziane jako „grzechy śmiertelne”, chociażby „życzenie komuś zła”, które wynika z „zazdrości”. Tak naprawdę człowiek w każdym położeniu jest „grzesznikiem”, bo jest „nosicielem” ducha Szatana. Tymczasem my, mówiąc o grzechu, ciągle odnosimy to pojęcie do rozmaitych motywów fizycznych działań ludzi, takich jak chęć odniesienia zysku, zrobienia kariery, zemsty, zazdrość czy chęć przypodobania się innym ludziom. Szukamy więc motywu nie tam, gdzie trzeba. Duchowe „zło” jest w nas i sami jesteśmy jego źródłem, bez względu na to, co „powie” nasz język, czy co „pomyślimy”. Grzech nie ma nic wspólnego z niechęcią, uprzedzeniami czy nawet nienawiścią do drugiego człowieka, instytucji, dogmatu czy wartości. Grzech to nie wykroczenie fizyczne przeciwko ludzkiemu pojmowaniu „prawdy”, „sprawiedliwości” i „miłości”, bo Biblia przedstawia je jako wartości duchowe a nie moralne. Ludzka sprawiedliwość i moralność to nasz własny punkt widzenia. Nie istnieje „własne odkupienie” za „grzech”. Jeśli natomiast traktujemy „grzech” jako uczynek fizyczny, zawsze znajdziemy jakiś sposób, żeby zań „zadośćuczynić”, czy to w formie naprawienia szkód, przeprosin czy odmówienia jakieś litanii z modlitewnika, który stworzony został przez człowieka. Zwracając się do Żydów, którzy są obrazem współczesnych chrześcijan (w sensie instytucjonalnym), Biblia mówi wyraźnie, że za swego ojca mają diabła, w którym nie ma prawdy (J 8:44). Ponieważ „diabeł” to kolejne metaforyczne określenie ducha Szatana, oznacza to, że są oni własnością ducha Szatana. Skoro przywódcy religijni skażeni są „grzechem” (duchem Szatana), to i każdy człowiek, bez wyjątku, jest „grzesznikiem” (podwładnym ducha Szatana). Duch Szatana to niematerialna siła duchowa, która wypełnia nasze dusze. Nie są to żadne „podszepty”, „pożądliwe myśli” czy „pokusy” pojawiające się w naszych umysłach. Ducha Szatana nie można dobrowolnie „przyjąć”, ani dobrowolnie się go „pozbyć”. To wewnętrzna „inwazja” duchowa, na którą nie mamy wpływu. „Zamiana prawdy Bożej w kłamstwo” to metaforyczne wyrażenie, które określa nasz stan duchowy a nie fizyczne działanie.
Z drugiej strony, w Biblii samo słowo „język” także może być symbolem Ducha Bożego. Pamiętamy opis zesłania Ducha Świętego w obrazowej formie „języków ognia” podczas Święta Pięćdziesiątnicy (Dz 2:3). Opis „mówienia językami za przyzwoleniem Ducha” zamieszczony w 1 Liście do Koryntian to nie żaden „bełkot”, jak rozumieją je niektórzy, ani żadne „nawiedzenie przez Boga”, lecz obraz daru Bożego, którym jest „mówienie głosem Ducha Świętego”, które nie ma wymiaru fizycznego, a dla ludzi niezbawionych jest właśnie niezrozumiałym „bełkotem”, bo duchowy przekaz Biblii jest bełkotem dla niezbawionych, a jej fizyczny przekaz jest pozbawionym sensu bełkotem z punktu widzenia przesłania Bożego. Innymi słowy, doktryna Boża jest bełkotem dla niezbawionych, a doktryna ludzka jest bełkotem w świetle doktryny Bożej. Dar głoszenia przekazu duchowego otrzymuje tylko wybraniec Boży, z namaszczenia Duchem Świętym. W tym kontekście „dar języków” to metaforyczne określenie daru Bożego, daru duchowego, ukrytego. Dla postronnych wybraniec „pod wpływem Ducha mówi rzeczy tajemne” (1 Kor 14: 2). Innymi słowy, duchowy przekaz o zbawieniu jest dla niewybrańców tajemny, czyli kompletnie niepojęty.
Jeśli chodzi o przekaz Ducha, Słowa Bożego nie można podważyć ani znaleźć w nim żadnej sprzeczności. Mnóstwo sprzeczności pojawia się jednakże w przypadku jego interpretacji fizycznej. Każdy z wcześniej wymienionych i wymyślonych przez kościół „grzechów języka” można na wiele sposobów podważyć. Kłamstwo fizyczne można bowiem zinterpretować jako coś „dobrego”, na przykład kiedy chcemy komuś oszczędzić bólu, jaki wywołałoby poznanie prawdy, a nieujawnianie „błędów czy słabości innych” może prowadzić do jeszcze większego zła, nawet w sensie fizycznym. Kościołowi jest z pewnością na rękę, by inni nie wytykali jego błędów, dlatego wszelką krytykę kościół zazwyczaj określa jako „atak sił zła na kościół chrystusowy”, ucinając tym samym wszelką dyskusję. Tymczasem błędna interpretacja Biblii, poprzez fizyczne i wybiórcze jej tłumaczenie, doprowadziła do instytucjonalnego rozłamu kościoła i powstania wielu różnych denominacji. Jak więc można uznać, że przywódcy instytucji, które same ze sobą nie potrafią się pogodzić, mogą być godnymi zaufania nauczycielami Pisma? Problem polega na tym, że człowiek wybiera z Biblii to, co mu pasuje lub to, co „przejmuje w spadku” za pośrednictwem tradycji, czyli praktyk i nauk wypracowanych przez poprzednie pokolenia, które urastają do rangi niepodważalnych dogmatów.
Biblia to jedna wielka przypowieść, a precyzyjnie rzecz ujmując, to przekaz Ducha, który został przez Boga ukryty przed światem w jej metaforycznym języku i który przeznaczony jest wyłącznie dla wybrańców Bożych. Dyskutując więc o interpretacji słowa „język”, powinniśmy dostrzec, że znaczenie duchowe, lub przynajmniej przenośne tego słowa Biblia niejako sama narzuca. Robi to, używając środków choćby takich jak porównywanie „języka” do broni, na przykład „miecza” (Ps 57:5) czy „łuku” (Jr 9:2), do „zabójczego jadu żmii i węża” (Ps 140:4), do „ognia” (Jk 3:5,6), a nawet do „ognia piekielnego”, w dodatku bezczeszczącego całe „ciało” (Jk 3:6).
W naszym opracowaniu wielokrotnie łączyliśmy już symbolikę słowa „ciało” z duchem. Zauważmy, że zarówno Duch Boży, jak i duch Szatana określane są takimi samymi symbolami, to znaczy za pomocą słów takich jak „ciało”, „miecz”, „łuk” czy „ogień”. W kilku przypadkach Jezus porównany jest do „węża”, na przykład na pustyni, kiedy wąż wywyższony przez Mojżesza miał działanie uzdrawiające, albo kiedy węże wypuszczone przez Mojżesza pokonały te, które wypuścił Faraon. Znaczenie danego symbolu wyznacza kontekst jego użycia oraz spójność tego znaczenia w świetle całej Biblii. W przypadku wyrażeń „ogień piekielny” czy „bezczeszczenie ciała” nietrudno zgadnąć, że chodzi o identyfikację ducha Szatana. Podobnie we wszystkich fragmentach, w których pojawiają się słowa „kłamstwo”, „podstęp” czy „zło”. Cudzołóstwo duchowe (Jr 9:1) zestawione jest z kłamstwem, nieprawdą, przewrotnością, brakiem uznania Pana, podstępem, oszczerstwem, zwodzeniem, niechęcią nawrócenia, obłudą i niechęcią poznania Pana (Jr 9:2-5), które są synonimami ducha nieczystego – Szatana. W swojej naturze każdy człowiek jest duchowym „cudzołożnikiem”, ze względu na obecność w nim złego ducha. Dlatego język niezbawionych (niewybrańców) nazywany jest „śmiercionośną strzałą”, a ich słowa „oszustwem”, gdyż „podstęp przygotowany jest w sercu” (Jr 9:7). Jako duch przeciwny Duchowi Prawdy, duch Szatana niesie duchową śmierć. Ducha Szatana symbolizują słowa „oszustwo” i „podstęp”, bo posiadający tego ducha myślą, że są sługami Bożymi, kierowanymi Duchem Bożym, podczas gdy jest odwrotnie. Chrześcijanin instytucjonalny wcale nie jest świadkiem Prawdy. „Prawdziwym chrześcijaninem”, podobnie jak „prawdziwym Żydem”, jest ten, kto został „ochrzczony i obrzezany duchowo”, czyli ten, kto otrzymał Ducha Bożego. Otrzymanie daru Ducha to symboliczne „narodzenie się Chrystusa w sercu (duszy) wybrańca”.